niedziela, 28 lutego 2016

Henry David's GUN – „Over the Fence… and Far Away” (2016) – recenzja płyty


„Piosenka jest dobra na wszystko” - proste ale jakże trafne stwierdzenie zawarte w humorystycznym utworze wykonywanym przez „Kabaret starszych Panów”. Muzyka nas motywuję, inspiruje, często staje się atrybutem w tworzeniu klimatu - jest po prostu dobra na wszystko. Dlaczego o tym pisze? Może dlatego że zespół, któremu poświęcam ten artykuł mnie na drogę tej myśli wprowadził.
Jakiś czas temu wywnioskowałem z rozmów prowadzonych w gronie znajomych że zwiększyło się zapotrzebowanie na spokojne utwory. Spokojne w wymiarze nazwijmy to wykonywania bardziej akustycznego. Idealną odpowiedzią na takie potrzeby jest Henry David's Gun - proszę zapamiętać nazwę tej grupy, a teraz wyjaśnię dlaczego.

Z informacji ogólnodostępnych możemy dowiedzieć się że jest to najnowszy projekt Wawrzyńca Dąbrowskiego, konkretnego muzyka znanego ze swoich wcześniejszych projektów (Letters From Silence, Frozen Lakes, Nocny SuperSam). Nie taktem byłoby nie wspomnieć pozostałych sprawców tego projektu tak więc Wawrzyńcowi towarzyszą Michał Sepioło i Maciej Rozwadowski.

Tak się składa że dostaliśmy ich śweży jeszcze krążek do zrecenzowania. Dziś pod lupę bierzemy „Over the Fence… and Far Away”. Mieszanka dobrego akustycznego grania określanego jako indie folk czy też folk rock. Instrumentarium na które składa się między innymi ukulele, ksylofon, kontrabas czy cajon pokrywa się idealnie z prezentowanymi treściami utworów oraz koncepcją kreowanej na starą okładki. Dzieło to jest nacechowane zdrową monotonią, powtarzalnością danych fraz. Pisząc zdrową mam na myśli taką która pozwala wyłączyć się na moment, skupić na tej przyjemności słuchania tak jakby nic innego nie liczyło się w tej chwili, wpędzając nas w kojący trans ale nie pozwalając jednocześnie zasnąć. Sam często szukam takich wykonawców, bądź poszczególnych utworów które czynią np. wieczór wyjątkowym. Kiedy widzę że dziś jestem bardziej skłonny do jakiś nostalgicznych przemyśleń lub po prostu potrzebuje chwili odcięcia zawsze sięgam po takie „dźwiękowe wspomagacze”. Wiem że każdy z nas podobnie aplikuje sobie takie utwory i jak bardzo oczywiste jest to co piszę ale może właśnie takie musi być... Dlatego niczym manna z nieba spadł do mnie idealny moim zdaniem do takich klimatotwórczych zabaw utwór i nie uważam żeby była to jakaś ujma, a wręcz zaleta. „By the Riverside” znany również z wydanej wcześniej „epki” zagościł na stałe w play liście mojej podświadomości. Prosta kompozycja zapętlonych sekwencji dźwięków.


Początek utworu doskonale wprowadza nas w jego klimat. Cała kompozycja utworu wydaję się być banalna ale zarazem doskonała. Utwór ten pozornie prosty można rozbierać na kawałki poznając jego charakter co w efekcie oddaje jego prawdziwą wartość. Oczywiście gorąco zachęcam do odsłuchania, nie mogę zabrać wam przecież całej przyjemności.  Nic tylko zaopatrzyć się w odrobinę dobrej whisky, która idealnie wpisuję się w taką koncepcje. Następnie dać zalać się barwą utworu, poświęcić tę parę chwil przekonując się, że nieraz do nich będzie się wracać bo naprawdę warto!

Pozostałe utwory (jest ich 11) składające się na płytę utwierdzają nas tylko w tym że mamy do czynienia ze świetnie pracującymi dźwiękami przeplatanymi charakterystycznym, dość głębokim wokalem Wawrzyńca. Kunszt wykonania w tych wydawać by się mogło na pozór prostych kompozycjach jest niesamowity. Dźwięki są starannie warzone, czasem przewija się tu gitara elektryczna która dodaje smaku tym akustycznym aranżacją, oczywiście nie łamie to całej koncepcji zakreślonej przez raczej akustyczne instrumenty, a wręcz doskonale wspomaga.


Z ciekawostek należy wspomnieć że trzon utworów nagrany był na tzw. „setkę” czyli alternatywę do nagrywania instrumentów partiami i sklejania gdzieś w studio. Należy zwrócić uwagę że to dość odważna metoda ponieważ odsłania niedociągnięcia i jej produkt będzie zawsze mniej klarowny. Jednakże gdy uda się dobrze ominąć te dwa mniej przyjemne aspekty dostajemy niezwykle prawdziwy i rzetelny obraz wykonawcy jak i samego utworu. Jest to pokazanie prawdziwego charakteru zespołu. W tym przypadku możemy oczywiście odnieść się jak najbardziej pozytywnie oceniając wybór takiej drogi realizacji. Drugim smaczkiem z tworzenia płyty jest fakt że nagrania realizowane były w klimatycznym drewnianym domu. Myślę że to jeszcze bardziej przyczyniło się oddania emocji wypływających z utworów.

Mimo określonych przeze mnie odczuć i nadanych ram którymi niechcący ograniczałem ten projekt nie zamierzam go ściśle szufladkować. Myślę że z biegiem czasu ich utwory będą coraz odważniejsze. Na chwilę obecną oceniam całość bardzo pozytywnie podkreślając że czekam na więcej i chętnie dam się zaskoczyć!


*** Płytę odsłuchaliśmy dzięki uprzejmości Borówka Music ***




Informacje o płycie:
artysta: Henry David's GUN
tytuł: Over the Fence... and Far Away
wytwórnia: Borówka Music
rok premiery: 2016

gatunek: indie, indie folk
Ocena:
9/10
WYBITNA
tracklista: 1. Melting Ice   2. Bottomless Lake   3. 33 Beads   4. By the Riverside   5. Billy Without Teeth   6. Time on my Hands   7. Evening Glow Orange   8. Mandala Song   9. Merman's Dream  10. Minus Seven   11. Hurricane's Eye    12. Smell of Gasoline

zdjęcia: https://www.facebook.com/henry.davids.gun

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

zBLOGowani.pl